Oszukują klientów na urlopach i wakacjach. Lepiej dwa razy się zastanowić
Lato to czas żniw nie tylko dla turystyki, ale i dla gastronomii - zwłaszcza tej sezonowej, działającej przy deptakach, plażach czy w sąsiedztwie dworców. Tanie bary i jadłodajnie wyrastają jak grzyby po deszczu, przyciągając klientów wielkimi napisami: „obiad za 19,99 zł” albo „tanie domowe jedzenie”. Niestety - w wielu przypadkach to tylko wabik, za którym kryje się naciąganie, kiepska jakość oraz sztuczki, które mają sprawić, że klient zapłaci więcej, niż się spodziewał. Faktycznie to tani trik chciwego właściciela, który o dobru klienta nawet nigdy nie pomyślał.
Ceny z reklam i najczęściej fikcja. Dziwimy się dopiero przy paragonie
Wielki banner krzyczy: „Zestaw dnia – 19,99 zł”, ale kiedy już usiądziesz i spojrzysz w kartę, okazuje się, że: zupa - 14 zł, kotlet - 28 zł, ziemniaki - osobno 10 zł, surówka - 12 zł. Skąd więc te niecałe 20 zł? To fikcja. To tylko marketingowe hasło, które z rzeczywistością ma niewiele wspólnego. Klient postawiony przed faktem dokonany nie ma wyjścia i musi zapłacić. Dlatego lepiej na początku zapytać o jedzenie i ceny. My jednak w ogólne nie polecamy takich miejsc.
Ukryte opłaty i dodatki serwowane z automatu
W wielu barach dostajesz od razu do stołu chleb, masło, ketchup, czasem nawet kompot - tyle że... nikt Cię o to nie pytał. Wszystko doliczone potem do rachunku. Często spotykane praktyki to np. „woda z cytryną” za 6 zł lub „przyprawy na stole” za 3 zł.
Nie daj sobie wmówić, że to „standard”. Jeśli czegoś nie zamawiałeś - nie musisz za to płacić.
Odgrzewane, gotowe jedzenie udające „domowe”
„Domowa kuchnia” brzmi dumnie, ale w rzeczywistości oznacza często rozmrażane zupy z wiaderka, kotlety z paczki i frytki, które leżały pół dnia w podgrzewaczu. Smak? Drętwy i nijaki. Świeżość? Knajpa nie zna takiego słowa. Ale tanio i szybko - a to wystarczy, by przyciągnąć nierozgarniętego turystę.
Jeśli jedzenie pojawia się na stole 2-3 minuty po zamówieniu, to raczej nie wyszło prosto z patelni. Zwróć też uwagę na zapach - powinien być aromatyczny, a nie neutralny czy lekko stęchły.
Rachunek "na oko", bez paragonu. To powinno wywołać alarm
To zmora sezonowych barów - rachunek wystawiany „z głowy” albo na kartce bez żadnych szczegółów. Czasem suma z sufitu, bez rozpisania składników. Czasem paragon w ogóle się nie pojawia - zwłaszcza gdy płacisz gotówką. To nie tylko nieuczciwe, ale też nielegalne i kwalifikuje się do zgłoszenia do odpowiedniej instytucji kontrolnej.
Zawsze proś o paragon. Jeśli go nie dostaniesz - możesz zgłosić sprawę do skarbówki. Wbrew pozorom, to nie takie rzadkie, by po kontroli taki lokal zniknął z mapy.
Jedzenie z szyldu "wyjątkowo" niedostępne
Na tablicy przy wejściu zachęta: „schabowy jak u babci”, „świeży rosół”, „ryba prosto z patelni”. Siadasz, zamawiasz i słyszysz od kelnera, że „dzisiaj akurat nie ma, ale mamy coś innego - pycha!”. Tylko to „coś” jest dwa razy droższe i - o zgrozo - jeszcze gorsze niż to, czego nie było. To trik, by ściągnąć klienta obietnicą czegoś, czego lokal nigdy nie planował serwować.
Jeśli co druga pozycja z menu „akurat się skończyła” - to coś jest nie tak. Uczciwy bar nie wabi daniami, których nie ma. Można być pewnym, że to zwykłe oszustwo i "kiwanie" klientów, którzy w końcu zdecydują się na coś innego z kiepskiego menu.
Nie chodzi o to, by unikać tanich barów - nie każdy lokal z niskimi cenami to oszustwo. Ale jeśli właściciel zamiast na jakości, skupia się na trikach, by wyciągnąć od klienta jak najwięcej - to nie miejsce, gdzie warto zostawiać swoje pieniądze. Patrz uważnie, pytaj, nie bój się rezygnować z zamówienia, jeśli coś Ci się nie podoba.