Gardiner, mistrz igrzysk w Tokio (2021) i świata z Dauhy (2019), wystartował w Portoryko na otwartym stadionie i wygrał na nietypowym dystansie 300 m uzyskując 31,59, czyli czas niewiele gorszy od własnego rekordu Bahamów (31,52). Ustanowił go prawie rok temu, zanim zaczęły się jego problemy ze zdrowiem.
"Początek roku nie zaczął się najlepiej, musiałem lecieć do Niemiec w styczniu na badania kontrolne. Na szczęście dostałem "zielone światło" i od tego momentu wszystko zaczęło się układać. Po dwóch dobrych startach halowych, teraz na stadionie osiągnąłem prawie swój rekord" - powiedział bahamskiemu dziennikowi "The Tribune".
Z powodu przewlekłego zapalenia ścięgien sprinter nie wystąpił w lipcowych MŚ w Eugene w stanie Oregon.
Teraz przygotowuje się do kolejnych mistrzostw globu w Budapeszcie (19-27 sierpnia), a w dalszej perspektywie do igrzysk w Paryżu.
"Myślę, że po tym, co mnie ostatnio spotkało, jestem teraz w świetnym momencie. Treningi są bardzo dobre i ja również czuję się dobrze. Jestem podekscytowany nie tylko treningami, ale i myślą o starcie w Budapeszcie. Sądzę, że trzeba będzie przebiec dystans w ok. 43 sekundy. Zresztą nieważne, w ile, chcę to po prostu wygrać, więc zamierzam pobiec perfekcyjnie" - dodał lekkoatleta, który legitymuje się rekordem życiowym na 400 m 43,48.
Gardiner nie ukrywa, jak wiele znaczy dla niego wsparcie krajowych kibiców, którzy dopingują go nie tylko na stadionach świata, ale i w ... mediach społecznościowych.
"Dziękuję im za każde wsparcie. Chcę i zrobię wszystko, by czuli się dumni, by o Bahamach było głośno na arenie międzynarodowej. Zamierzam dalej pisać historię Bahamów" - podkreślił.