Tamtego poranka o 4.18 z dworca Toruń Główny rusza spóźniony o pół godziny pociąg pospieszny z Kołobrzegu do Łodzi. Dwie minuty później wyjeżdża w przeciwnym kierunku towarowy z Otłoczyna. Niestety, maszynista, który pracuje bez przerwy 25 godzin, nie zwraca uwagi na sygnał na semaforze i wjeżdża pod prąd na lewy tor, po którym już jedzie pospieszny. Urządzenia sterowania ruchem widzą błąd maszynisty, ale dyżurni nic już nie mogą zrobić, brakuje wtedy radiotelefonów i nie ma żadnej łączności. Kilka minut później dochodzi do katastrofy.
Przyczyny największej po II wojnie światowej katastrofy kolejowej w Polsce nie są do końca jasne. O godzinie 4.18 ze stacji Toruń Główny odjechał pociąg pospieszny z Kołobrzegu do Łodzi Kaliskiej. Był on opóźniony ponad pół godziny. Dwie minuty później w kierunku Torunia ruszył pociąg towarowy z Otłoczyna - tak opisuje wydarzenie profesor Wojciech Polak - Maszynista tego pociągu Mieczysław Roschek minął sygnał nakazujący postój, umieszczony na semaforze wyjazdowym ze stacji w kierunku Torunia Głównego i wskutek rozprucia rozjazdu krzyżowego wyjechał na lewy niewłaściwy tor.
Warto dodać, że w normalnych warunkach na wjechanie na lewy tor („pod prąd”) potrzebny jest specjalny rozkaz na piśmie (wydawany za pokwitowaniem). Oba pociągi zbliżały się do siebie jadąc z naprzeciwka po tym samym torze. Dyżurni ruchu i dróżnicy nie mieli żadnej możliwości interweniowania, mimo, że zdawali sobie sprawę z faktu, iż może dojść do katastrofy. Maszyniści nie byli bowiem w tamtych czasach wyposażeni w radiotelefony.
Pociągi zderzyły się ze sobą o godzinie 4.30. Maszynista pociągu towarowego (który zginął) zdążył mocno zahamować, co zapewne zmniejszyło nieco ilość ofiar. Skutki katastrofy były jednak przerażające. Zginęło 65 pasażerów (dwóch kolejnych zmarło w szpitalu), ranne zostały 64 osoby.
Akcja ratunkowa trwała trzy dni. Na początku nie można było używać sprzętu do cięcia, ze względu na ryzyko pożaru przez rozlaną ropę. Jednym z lekarzy, pracujących wtedy na miejscu był Janusz Cetler, który tak kilka lat temu wspominał w Radiu ESKA tamte wydarzenia.
Pracownicy kolei do tej pory pamiętają o katastrofie pod Otłoczynem. Każdy przejeżdżający pociąg składa hołd i daje sygnał "baczność". Archiwalne zdjęcia z tragedii i akcji ratunkowej są w zasobach Kolejowej Izby Tradycji w Toruniu (galeria poniżej). Jej członkowie tak opowiedzieli Radiu ESKA wspomnienia z tamtych dni.