Chińskie podróbki i kulinarne oszustwa. Jak nie dać się nabrać?
Podróżowanie to nie tylko zwiedzanie i odpoczynek, to także szansa na zanurzenie się w lokalnej kulturze, smakach i rękodziele. Niestety, wiele osób wraca z wakacji z walizkami pełnymi „regionalnych pamiątek” i wspomnieniami „lokalnych przysmaków”, które nie mają nic wspólnego z miejscem, które odwiedzili. Zamiast wspierać miejscowych rzemieślników i wytwórców żywności, zasilają portfele handlarzy sprzedających chińskie podróbki oraz mrożone dania spod marketowej lady.
Tania tandeta udająca lokalne skarby
Spacerując po naszych zabytkowych miastach, trudno oprzeć się pokusie kolorowych stoisk pełnych „ręcznie robionych” wyrobów z drewna, ceramiki, skóry czy haftu. Problem w tym, że coraz częściej są to masowo produkowane przedmioty, które nie mają nic wspólnego ani z lokalną tradycją, ani z rękodziełem.
Te podróbki często mają przyklejone metki typu „handmade” lub - co gorsza - „local product”, a tymczasem przy bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że wszystkie wyglądają identycznie, pachną fabryką i mają mikroskopijne napisy „Made in China”.
Niestety, wielu turystów daje się złapać na niską cenę i ładny wygląd, nie zastanawiając się, że za „tradycyjną” drewnianą łyżkę za 8 zł nie da się uczciwie zapłacić lokalnemu rzemieślnikowi, który potrzebuje kilku godzin, by ją wykonać.

i
Kto tu kogo oszukuje? Handlarze i nierozważni turyści
Problem nieuczciwych sprzedawców idzie w parze z brakiem refleksji u turystów. Zamiast poszukiwać autentyczności, wielu woli „szybko, tanio i dużo”. Kupują więc hurtowo magnesy, korale, góralskie kapelusze, torby z „ludowym” wzorem - wszystko wyprodukowane w Azji. Często też sami wprowadzają innych w błąd, zachwalając później znajomym „lokalne pamiątki” z plastikowych stoisk.
To samo dotyczy lokalnych jarmarków czy festynów, gdzie obok prawdziwych twórców ludowych stoją sprzedawcy, którzy wciskają turystom chińskie wyroby jako „góralską robotę” lub „kaszubskie rękodzieło”.
Niekiedy jedynym kryterium rozpoznania podróbki jest zbyt niska cena i masowa powtarzalność.
Kulinarni oszuści
Podobnie jest z jedzeniem. Ile razy w karczmie czy restauracji przeczytaliśmy „regionalna kuchnia”, „tradycyjna receptura”, „domowy wyrób”? A tymczasem na talerzu lądują mrożone pierogi z hurtowni, odgrzewany bigos z konserwy, oscypek z mleka krowiego albo żurek z proszku. Niektóre lokale poszły jeszcze dalej - zamawiają gotowe dania u zewnętrznych firm cateringowych, a na miejscu tylko je odgrzewają.
Nieuczciwe praktyki gastronomów to jedno, ale niemała jest też wina turystów, którzy zachłannie szukają „lokalnych smaków” za 15 zł za trzydaniowy obiad.
Kupowanie podróbek i jedzenie mrożonek podanych jako „lokalne dania” to nie tylko strata pieniędzy. To też psucie rynku, zaniżanie standardów i odbieranie szansy autentycznym twórcom i kucharzom. Warto być świadomym turystą, wspierać prawdziwą lokalność, a nie chińskie fabryki oraz kulinarne oszustwa.
Polecany artykuł: