Kot

i

Autor: Anna Kleszcz Kocie przypadłości

Kocie porady. Mój kot nigdy...

2023-02-07 10:30

Często słyszę: „mój kot nigdy nie choruje, zawsze był okazem zdrowia”. Tego oczywiście szczerze życzę wszystkim kocim opiekunom, ale rzeczywistość pokazuje, że prędzej czy później – prawie każdy kot zachoruje. Nie mam tu na myśli przeziębień czy niestrawności, ale poważne choroby wynikające choćby z procesu starzenia się organizmu.

Taką podstępną - i jedną z najczęstszych kocich chorób – jest przewlekła niewydolność nerek: rozwija się latami, początkowo nie dając żadnych objawów. Opiekunowie zgłaszają się z kotem do lecznicy właściwie już w stanie, w którym 70% nefronów jest uszkodzona i nie można kota „wyleczyć”. Pozostaje zatem jedynie spowolnienie nieuchronnego rozwoju choroby poprzez odpowiednią dietę, leki, suplementy czy kroplówki. Sytuacja mogłaby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby kot miał wykonywane profilaktycznie pełne badania krwi (choćby raz do roku) i można byłoby wytropić rozwój choroby szybciej, gdy jest ona jeszcze do powstrzymania. 

Pamiętajmy, że koty zdecydowanie bardziej ukrywają swój stan chorobowy niż psy. Po psie momentalnie widać, że jest nieswój, markotny, chodzi „jak zbity”, nasz koci przyjaciel to prawdziwy twardziel i szybko nie pokaże, że coś go boli. Choroba wykryta na czas zwiększa szanse na długie, zdrowe życie! Jedynie badania profilaktyczne są w stanie dać nam odpowiedź na to pytanie, czy kot nie choruje, a nie nasze pobożne życzenia.

Kolejnym przykład - mój kot nigdy nie miał kontaktu z innym zwierzęciem, więc na pewno nie ma pcheł ani robaków. Kontakt z innym przedstawicielem gatunku znacząco zwiększa prawdopodobieństwo przeniesienia pasażera na gapę, jednak nawet my sami również możemy przenieść pasożyty (nawet!) na butach. Nie są one widoczne gołym okiem, często zobaczymy je dopiero pod mikroskopem, więc nie ma żadnych gwarancji, że nam się to nie przytrafi. A koty, jako bardzo ciekawskie stworzenia, z lubością wąchają i czasem nawet liżą nasze obuwie, a stąd już prosta droga do zarażenia!. Pchłę również możemy przenieść na sobie, np. na ubraniu, ona chętnie zeskoczy z naszego odzienia, kiedy w pobliżu znajdzie się kot – idealny karmiciel. Pamiętajmy, że wystarczy jedna pchła, by zaraz powstała w domu ich cała armia.

Mój kot nigdy... nie podejdzie do palącej się świeczki bądź innego źródła ognia. To poniekąd prawda, koci instynkt, naturalnie powinien chronić przed takim zagrożeniem, ale! Szczególnie młode koty, potrafią jak zahipnotyzowane wpatrywać się w płomień świecy, by następnie... pacnąć go łapką albo spróbować powąchać. Tragedia momentalnie gotowa. Futro w ułamku sekund jest się w stanie zająć ogniem, a poparzenia łapek są dotkliwe i ciężko się goją, nie mówiąc już o utrudnionym poruszaniu się kota. Starsze koty chętnie siadają przy takich źródłach ciepła. Nie wsadzą tam pyszczka ani łapy, ale mogą machać ogonkiem, a ten jak wiemy, żyje swoim życiem i może dotknąć płomienia, a wtedy dramat rozegra się bardzo szybko. Najlepiej w ogóle uważać na wszelkie źródła ognia i kierować się przezornością podobną do tej, jaką mamy, wtedy gdy opiekujemy się dzieckiem. I pamiętać, by nigdy, przenigdy, nie zostawiać kota sam na sam z płonącą świeczką.

Jak widać, pewne rzeczy, które mogłyby się wydawać mało prawdopodobne, okazują się sporym ryzykiem, często niewidocznym dla naszych oczu (rozwój choroby czy przeniesienie pasożyta) bądź wyzwaniem dla wyobraźni opiekuna – migające światło świeczki to idealny obiekt do polowania lub choćby sprawdzenia, czy rzeczywiście jest tak gorący, jak się kotu wydaje.

Autorką tekstu jest kocia behawiorystka Aleksandra Stasiorowska.

Kontakt: [email protected]

Polecamy FB Fundacji Kociniec Koci Sierociniec: https://www.facebook.com/Kocisierociniec,

oraz FB kociej behawiorystki: https://www.facebook.com/olabehawiorystka/.