Odebrał człowiekowi życie... tłumaczenie powala
W 1925 roku Toruń obiegły liczne, niemal fantastyczne plotki o krwawym morderstwie. Ludzie opowiadali sobie niestworzone historie, gdyż nie znali szczegółów sprawy. Pewne było jedno, stało się coś bardzo złego, jednak nikt nie miał pewności. W centrum miasta na rogu Szerokiej i Żeglarskiej zbierał się tłum gapiów, oblegano posterunek policji, gdzie miał przebywać sprawca i ofiara. Z mundurowymi skontaktował się jeden z lokalnych dziennikarzy, którzy pracowali dla "Expressu Pomorskiego".
Dziennikarz ustalił, że zamordowano starszego człowieka, który był znany w mieście i powszechnie szanowany. Funkcjonariusz zdradził w telefonicznej rozmowie, że zamordował nieletni chłopak. Tłum oblegający komisariat chciał dokonać samosądu, czemu zapobiegli przygotowani policjanci. Po długich rozmowach policja wpuściła tylko jednego dziennikarza.
Co zobaczył w środku? W średniej wielkości pokoju na kanapie leżał nieprzytomny starszy człowiek z długą siwą brodą. Był z nim lekarz, który bezskutecznie starał się podtrzymać go przy życiu. Właściwie monitorował jego ostatnie chwile. W drugim koncie pokoju stał nieletni chłopak, którego pilnowało dwóch funkcjonariuszy (dzieciak obojętnie wpatrywał się w półżywego starca).
W tej chwili starzec otworzył oczy, spojrzał na chłopca i powiedział w jego kierunku: On... jest moim... mordercą... lecz mu... przebacza... Tu ranny urwał i zmarł w rękach lekarza. Na komisariacie zapadła mrożąca cisza.
Śledczy zapytał chłopaka, czemu zabił starca? Ten odpowiedział: postanowiłem ukarać go za fałsz i obłudę, którymi karmił nas bezustannie. Obiecywał lepsze jutro, lecz w rzeczywistości kpił z nas. Poświęciłem się, lecz ukarałem obłudnika. Komisarz zapytał go, kim jesteś? Wyrostek odparł: Jam jest rok 1925!
Źródło: "Express Pomorski" 1 stycznia 1925, nr 1, s. 3.