Do niesłychanej i absurdalnej sytuacji doszło w Jekaterynburgu, miasta w Rosji po azjatyckiej stronie Uralu. Tamtejsza mieszkanka, Anastazja, otrzymała wezwanie na komisję wojskową, które wystawiono na jej syna. Dziecko jednak zmarło 14 lat temu w wieku 2,5 roku życia w wyniku porażenia mózgowego i wodogłowia.
Jak to w Rosji bywa, nikt nie zadbał o właściwe procedury i dopełnienie przepisów. Wezwanie na komisję wojskową nie zostało doręczone za potwierdzeniem odbioru, list tylko wrzucono do skrzynki pocztowej. Matka informowała, że o śmierci dziecka zawiadomiła odpowiednie władze administracyjne, które powinny fakt ten odnotować. Wojskowi stwierdzili jednak, że takiej informacji nigdy nie otrzymali. Takich sytuacji będzie pewnie więcej, gdyż państwo rosyjskie nie działa dobrze, a jego urzędnicy lekceważą swoje obowiązki.
Wkrótce po decyzji Putina o częściowej mobilizacji wyszło na jaw, iż system administracyjny Rosji jest głęboko "przegniły" i niewydolny. Wezwania do armii przychodziły do nieletnich, ciężko chorych, niezdolnych do służby wojskowej, kalek, samotnych ojców itp.