To było niespokojne przedpołudnie w toruńskim urzędzie miasta. Do budynku chciał wtargnąć mężczyzna, który jest znany z tego, że w ubiegły piątek próbował wejść na oddział walki z koronawirusem w szpitalu miejskim. Miał udowodnić, że w lecznicy są wolne łóżka. Dziś (01.04.) chciał porozmawiać z prezydentem miasta. W przedsionku budynku zatrzymał go jednak ochroniarz. Miał jednak swój apel, który chciał przekazać Michałowi Zaleskiemu.
Do prezydenta Torunia: słuchaj, wszedłem do swojego własnego szpitala, bez maski, bo to jest mój szpital i tych ludzi, a nie twój. Nadchodzi decentralizacja systemu i macie to zrobić w sposób pokojowy, bo jak nie, to będą się paliły te urzędy. Będą się paliły.
Chwilę po wtargnięciu mężczyzny do budynku odbyła się oficjalna konferencja prezydenta Torunia,w której odniósł się do sprawy.
To absolutnie niedopuszczalne zachowanie, które ma charakter łamania przepisów prawa. To zachowanie, jeśli dowody w trakcie dochodzenia będą za tym przemawiały, musi doprowadzić do ukarania osób, które tak postępują i posługują się groźbami karalnymi. Podjąłem decyzję o zaostrzeniu ochrony budynku. Życie ponad 400 osób musi być chronione. To jest dla mnie bardzo ważne. Mamy tu podstawę do skierowania wniosku do prokuratury i sądu, aby ścigali takie wypowiedzi, zachowania. Chodzi zarówno o urząd jak i szpital. Tam doszło do próby zaatakowania do osoby pilnującej porządku, portiera - powiedział prezydent Zaleski.
Przypomnijmy, że sprawa dotycząca wtargnięcia do Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu jest już w prokuraturze. W zawiadomieniu znajdują się m.in. naruszenie miru domowego, naruszenie nietykalności pracownika ochrony podczas wejścia tych osób na teren szpitala, jak również możliwość narażenia pacjentów tego szpitala na niebezpieczeństwo utraty życia poprzez działanie szczególnie niebezpieczne. Za najpoważniejszy z tych czynów grupie, która odwiedziła lecznice może grozić od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.